Wczoraj była wigilia. Obowiązki służbowe zmusiły mnie do
pozostania w Gdańsku. Niestandardowy dzień skończył się karpiem, tyle że
kupionym w restauracji, i najlepszym (białym półwytrawnym) winem. Mając dość
gapienia się w monitor, postanowiłam nieco się rozerwać. Wiedziałam, do kogo
zadzwonić, bo On nigdy nie zawodzi.
- Bądź za godzinę. – jak zwykle oszczędny w słowach.
Pończochy, szpilki, koronki. Czerwone usta i spryskanie się dolce
& gabbana. Byłam gotowa do wyjścia po niespełna 30 minutach, a jeszcze
musiałam dostać się na Obłuże do Gdyni. Wiedziałam, że jestem spóźniona, a to
nie w moim stylu. Jego chłodna mina mówiła, że też nie jest zadowolony.
Sebastian mimo wszystko zaskoczył mnie tej nocy. Był niezwykle namiętny i
czuły.
- To prezent świąteczny. Nie przyzwyczajaj się. – powiedział
mi między jednym seksem a drugim.
Był dobry. Cholernie dobry. Za każdym razem, wychodząc z jego
domu miałam ochotę wrócić się i w pośpiechu zerwać z siebie wszystkie ubrania.
Stać przed nim nago, bo lubił mnie tak prześwietlać. Przy nim dużo częściej
rozkładałam nogi niż książki. Ale to był tylko seks.
Wróciłam do domu dziś rano. Spełniona i nieco niewyspana.
Postanowiłam, że cały dzień spędzę w domu, celebrując wolne chwile. Tak też
zrobiłam, ale chyba czeka mnie znów kolejne wyjście. Upojnych Świąt!
Lena P.