Photo by Flood G./ CC flickr.com |
Siedzę wieczorem w domu. Z pracą wyrobiłam się – o dziwo –
wcześniej. I myślę, co zrobić z tak pięknie i spokojnie rozpoczętym wieczorem?
- Cześć Maciuś. Może wpadniesz do mnie na wino?
Maciek to facet, chłopczyk (z buźki taki słodki), z którym
spotykałam się w zeszłym roku. Miłości z tego nie było, ale seks owszem, dość
udany. Mieszka w pobliżu, więc od razu pomyślałam o nim. Tak szczerze mówiąc, na
wino nie miałam ochoty, ale do łóżka chętnie bym z nim poszła.
- Będę po 23.
Miałam czas, żeby zrelaksować się w wannie, ogolić to i owo,
poczytać książkę (Helen Fielding, polecam). Czego chcieć więcej? Jasne… dobrego
seksu.
Maciek nigdy nie należał do punktualnych, ale tym razem
wybaczyłam i przemilczałam.
Nie, nie zaczęliśmy od razu. W sumie zachowaliśmy śmiesznie
wyglądające pozory kurtuazyjnego spotkania towarzyskiego bez żadnego podtekstu
o charakterze seksualnym. Innymi słowy, piliśmy wino i włączyliśmy komedię.
Sami wybraliśmy taką, którą oboje już oglądaliśmy (ciekawe czemu?).
Jakimś zrządzeniem losu w jednej chwili wylądowaliśmy pod
jednym kocem (Maciek doszedł do wniosku, że nagle jest mu bardzo zimno, ale z tym
faktycznie nie kłamał – stopy i ręce to potwierdziły). Później już tylko z
górki – wymowna scena w filmie, głębokie spojrzenie sobie w oczy (nasze, nie
filmowe) i… zaczęliśmy się całować. Zawsze uwielbiam gładzić go wtedy
delikatnie po twarzy. On odwdzięcza się również gładzeniem, ale po każdej
części mojego ciała.
Szybko zrobiło się gorąco. Płynnymi ruchami zdzieraliśmy z
siebie ubrania. Całowaliśmy się, kiedy ja byłam na górze, a on wykonywał pełne
okrężne ruchy po moich pośladkach i plecach. Kiedy już miałam go dosiąść, on
zamarł, spojrzał na mnie wymownym wzrokiem.
- Muszę Ci coś powiedzieć, Lena. Bo to nie jest tylko seks.
Przerwałam mu, nie chcę tego słuchać!
- Hola, hola! Ty myślisz, że ja zaprosiłam Cię dzisiaj po
to, żeby snuć dalekosiężne plany na najbliższe lata wspólnego, jakże słodkiego
pożycia?
- Ale ja wciąż Cię kocham.
I tyle było z moich seksualnych planów. Zamiast upojnej
nocy, do 6 rano siedziałam, próbując do nieprzytomności upoić się tym winem, by
tylko nie słuchać, co on do mnie mówi (albo słuchać, ale po prostu zapomnieć).
Trochę poczułam się jak Jonesey („Bridget Jones. Szalejąc za facetem”),
tłumacząca swojej małej córce Mabel, że broszurki o rzeżączce nie są najlepszą
i adekwatną do jej wieku zabawką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz